marzec 2021
08
1:03:36
Wraz z trwającym Dniem Kobiet rozpoczynamy cykl „Kobiety na kolei”. W pierwszej odsłonie rozmawiamy z Grażyną Lipińską i Hanną Suhak – matką i córką pracującymi jako dyżurne ruchu w Papowie Toruńskim, w bydgoskim zakładzie PKP PLK (Sekcja Eksploatacji Toruń Wschodni). Panie opowiedziały naszej redakcji o rodzinnej, wielopokoleniowej kolejowej tradycji i o tym, co daje im kolej.
Serwis Kolejowy: Wywodzą się Panie z kolejowej rodziny. Proszę opowiedzieć, od ilu pokoleń trwa już ta przygoda?
Grażyna Lipińska: Kolejarzem był już mój dziadek. Babcia opowiadała mi, że kiedy szedł w mundurze, budził powszechny respekt. Wszyscy przechodnie kłaniali się i mówili mu „dzień dobry”. Tak właśnie kiedyś był postrzegany kolejarz. Mój tata był natomiast maszynistą parowozowym. Zawsze martwiliśmy się, kiedy wyjeżdżał w trasę, ponieważ potrafiło nie być go nawet kilka dni. Na kolei na stanowisku kadrowym pracowała także moja mama. Później przyszedł czas na mnie, na kolei poznałam męża, który zresztą był moim instruktorem. Nasza córka również „zaraziła się” pasją do kolei i 5 lat temu podjęła na niej pracę. Zadzwoniła do mnie i powiedziała, że właśnie idzie na rozmowę kwalifikacyjną do zakładu PKP PLK Sekcji Eksploatacyjnej Toruń Wschodni na ul. Fabrycznej, czym wówczas zrobiła mi niespodziankę. Wnuczka też wykazuje zamiłowanie do zawodu kolejarza.
SK: Jak dokładnie wyglądała droga Pań do pracy na kolei? Czy od początku była świadoma ze względu na kolejowy rodowód?
Grażyna Lipińska: Szczerze mówiąc, nie zawsze myślałam o pracy na kolei, ponieważ jak wspomniałam, w domu często martwiłam się o mojego tatę, często za nim tęskniliśmy. Jednak w czasach, kiedy szłam do szkoły średniej, „na topie” były szkoły zawodowe. W mojej okolicy była właśnie zakładowa szkoła kolejowa. Mama namówiła mnie, żeby podjąć tam naukę, ale miałam sporo obaw, które z czasem minęły. Zdobyłam wykształcenie, na kolei poznałam męża, wspólnie wychowaliśmy dwie córki. Praca jest ciężka i odpowiedzialna, ale też stabilna i dająca poczucie bezpieczeństwa. Wypłata zawsze jest na czas. W październiku będę świętowała 40-lecie pracy, pozostały mi dwa lata do emerytury.
Hanna Suhak: Kolej fascynowała mnie od dziecka. W czasach dzieciństwa często nosiliśmy mamie posiłki do pracy, wtedy infrastruktura kolejowa i sprzęt na nastawni bardzo mnie interesowały. Od najmłodszych lat byłam bardzo ciekawa, za co odpowiada każdy jeden przycisk. Nie wszystko można było mi oczywiście pokazać, ale tak naprawdę jako pierwsza szkoliła mnie moja mama. W maju tego roku minie 5 lat od rozpoczęcia przeze mnie pracy zawodowej.
SK: Co zrobić, by podjąć pracę na kolei? To trudna droga?
Hanna Suhak: W pierwszej kolejności odbywa się rozmowa kwalifikacyjna, kolejnym krokiem są szczegółowe badania – na krew, obecność narkotyków, psychotesty. Jest ciężko, trzeba mieć „końskie zdrowie”. Wymagany jest doskonały wzrok i słuch. Po przejściu badań następuje podpisanie umowy i rozpoczyna się cykl szkoleniowy. Od czterech do sześciu miesięcy to absolutne minimum. Czasem kurs trwa bardzo długo, są różne sytuacje. Bez szkolenia nie możemy być dopuszczeni do pracy. Moje szkolenie na nastawniczą trwało 4 miesiące, a na dyżurną 9 miesięcy. W zdobyciu wiedzy bardzo pomogli mi naczelnik Mariusz Rozłonkowski i zawiadowca Grzegorz Załęski z sekcji Torunia Wschodniego. Zawsze mieli dla mnie czas. Można powiedzieć, że dzięki nim jestem dyżurną. Dzięki nim i pomocy rodziców się udało. Praca jest bardzo stabilna i rozwojowa.
Grażyna Lipińska: Psychotesty to podstawa. Uważam, że naprawdę trzeba mieć dobrą odporność psychiczną i podzielność uwagi.
SK: Świat kolei jest częściej utożsamiany z mężczyznami. Jak czuje się w nim kobieta?
Grażyna Lipińska: W moim środowisku kolejarskim zawsze było dużo kobiet, można powiedzieć, że pół na pół. Sytuacja wyglądała różnie w zależności od stanowisk. Wśród dróżników, nastawczych i dyżurnych, kobiet i mężczyzn było niemal po równo, choć z przewagą tych drugich. Obecnie u nas w Papowie jest na przykład tylko jeden pan. Jednak ustawiacz manewrowy, rewident czy maszynista to najczęściej mężczyźni. Ale to też powoli się zmienia.
Hanna Suhak: Kiedy zaczynałam pracę nie było już takich podziałów. Teraz w niektórych zakładach jest zatrudnionych więcej kobiet niż mężczyzn, to m.in. dzięki komputeryzacji. Bardzo dużo kobiet na kolei posiada też wyższe wykształcenie.
SK: Traktują panie swój zawód jak zwyczajną pracę czy rodzaj pewnej misji społecznej?
Hanna Suhak: Dla mnie to rodzaj misji, dzięki naszej pracy kolej się rozwija.Czasem „stajemy na rękach i na głowie”, żeby wykonać nasze obowiązki jak najlepiej. Mam z mojej pracy ogromną satysfakcję. Tej zimy odśnieżałam urządzenia, tak żeby wszystko działało i pociągi jechały bez opóźnień, zgodnie z rozkładem. Jeden z monterów powiedział mi, że kiedy jedzie do mnie na naprawę usterki wie, że jest ona konkretna, bo zrobiłam już wszystko, co było w mojej mocy. Podnosi to na duchu i człowiek chce robić coraz więcej.
Grażyna Lipińska: Pokochałam tę pracę na dobre dopiero gdy zostałam starszym nastawniczym. Wtedy zaczęłam się „wciągać”. Ostatnio zdarzyło mi się pobiec do rozjazdu, ponieważ został on zablokowany przez wandali. Zadzwoniłam do dyspozytora i powiedziałam, że sprawdzę, co się stało. Wtedy miałam akurat przerwę. Nie traktuję mojej pracy na zasadzie spędzenia w niej 12 godzin i pójścia do domu, ale podchodzę do niej z pasją i zaangażowaniem. Najważniejsze jest bezpieczeństwo.
SK: Praca na kolei to także wielka odpowiedzialność. Zdarzają się sytuacje trudne, stresowe. Jak sobie Panie wtedy radzą?
Hanna Suhak: Trzeba mieć nerwy na wodzy. Ostatnio miałam następującą sytuację: jeździmy po dwóch torach w stronę Turzna, jeden tor był zamknięty, na pozostałym otwartym mechanik zgłosił mi awarię pociągu, a drugi skład czekał już na wjazd. Jednocześnie dzwoniło do mnie 15 telefonów i każdy chciał wiedzieć, co się stało. Trzeba to wszystko opanować i wykonywać wiele obowiązków jednocześnie. Praca jest stresująca. Bardzo trudne jest też szkolenie nowych pracowników, wtedy odpowiadamy za siebie i za nich. Zawsze musi być zachowane stuprocentowe bezpieczeństwo. Nie można też rozpraszać się telefonem czy komputerem.
Grażyna Lipińska: Córka idealnie sobie radzi, podobnie jak mąż jest bardzo spokojna, ja w trudnych chwilach potrafię nawet się rozpłakać. Bywam nerwowa, ale nie wpływa to negatywnie na wypełnianie wszystkich obowiązków.
Hanna Suhak: Mi płakać zdarza się już po wszystkim, kiedy wszystko pozytywnie się zakończy.
SK: Proszę opowiedzieć o specyfice swojej pracy. Jakie cechy kobiece są szczególnie cenne na kolei?
Hanna Suhak: Trzeba być stanowczym, można powiedzieć twardym. Zdarzali się maszyniści, którzy chcieli pokazać mi, że są „nade mną”. W takich chwilach pamiętam, że to ja kieruję ruchem, odpowiadam spokojnie, ale zdecydowanie. W naszej branży podstawa to znajomość aktualnych przepisów, które często się zmieniają: instrukcji i regulaminów technicznych. Odpowiedzialność jest ogromna. Jeśli ktoś jest słaby psychicznie, nie jest to praca dla niego, ważna jest odporność na stres.
Grażyna Lipińska: Należy zachować zimną krew i opanowanie, a w razie problemów na spokojnie wytłumaczyć maszyniście sytuację. Jak wspomniała córka, podstawa to znajomość przepisów.
SK: Zawód maszynisty jest obecnie na wagę złota – przewoźnicy zmagają się z ich niedostatkiem. Wielką siłą w walce z luką pokoleniową mogą być właśnie kobiety. Jak zachęcić je do pracy na kolei?
Grażyna Lipińska: Przy dzisiejszych standardach zawód maszynisty jest bardzo atrakcyjny. Kiedyś przy parowozach ta praca była o wiele cięższa. Dzisiaj kobiety mają większe możliwości. Sytuacja wygląda różnie w zależności od danej spółki i przewoźnika. Atrakcyjny jest standardowy czas pracy, nadgodziny są bardzo rzadkie. Zmiany są 12-godzinne: od 6 do 18, od 18 do 6. Przeważnie mamy zmianę dzienną, nocną i dwa dni wolne. Grafik zawsze jest zmieniany z uprzedzeniem i nikt nie modyfikuje go bez naszej zgody. Zawsze można zarezerwować sobie termin na wizytę u lekarza czy wizytę w urzędzie. Dochodzą też dodatki finansowe za wysługę lat.
Hanna Suhak: Praca na kolei oferuje stabilność finansową i poczucie bezpieczeństwa. Po roku pracy otrzymałam umowę na czas nieokreślony. Przez pierwsze dwanaście miesięcy pensja jest niższa. Po zdaniu wszystkich egzaminów i wejściu na swoją nastawnię otrzymuje się pensję obowiązującą na danym posterunku. Mamy bogaty pakiet socjalny, możemy m.in. wziąć bezprocentową pożyczkę. Jeśli ktoś ma małe dzieci, to godziny pracy można odpowiednio dostosować, nie ma z tym problemu.
SK: Czy gdyby stanęły Panie jeszcze raz przed możliwością wyboru zawodu, również padłoby na kolej?
Grażyna Lipińska: Na dzień dzisiejszy na pewno zostałabym maszynistką. Kiedyś maszynistą zawsze był mężczyzna. Od niedawna rzeczywiście coraz więcej kobiet jest zainteresowanych tym zawodem.
Hanna Suhak: Ja dalej szłabym wybraną drogą. Maszynistki co prawda mogą liczyć na wyższe wynagrodzenie niż my, ale nie wyobrażam sobie innej pracy.
SK: Serdecznie dziękują za pasjonującą rozmowę. Na koniec poproszę o słowo do wszystkich naszych czytelniczek.
Hanna Suhak: Kobiety, kolej na Was czeka! Wszystkim pracownicom kolei życzymy, żeby każdy dyżur zakończył się bezpiecznie.
Grażyna Lipińska: Wszystkim kobietom, nie tylko tym na kolei, życzymy wszystkiego najlepszego! Niech każda z Was bez wyjątku poczuje satysfakcję i spełnienie.
SK: Cała nasza redakcja również dołącza się do tych życzeń. Wszystkiego dobrego!
Rozmawiał Patryk Galarski.
Patryk Galarski