Kolejowa Izba Tradycji mieszcząca się na Dworcu Głównym w Toruniu to miejsce, w którym od progu czuć ducha dawnej kolei. Jej główne zadanie to ochrona niematerialnych i materialnych zabytków kolejnictwa, jako dóbr kultury narodowej. Placówka szerzy wiedzę na temat kolei i zasad bezpieczeństwa. W obecnej siedzibie działa od marca 2017 roku. Jest prowadzona przez Stowarzyszenie Toruńska Kolejowa Izba Tradycji, które formalnie powołano w 2018 roku. O funkcjonowaniu Izby rozmawiamy z przedstawicielami organizacji: prezesem Bogumiłem Niewczasem i członkiem zarządu Maciejem Grzywińskim, którzy byli obecni na Rodzinnym Pikniku Kolejowym, organizowanym przez redakcję Serwisu Kolejowego.
Serwis Kolejowy: Jak zrodziła się idea na stworzenie tego wyjątkowego miejsca na mapie Torunia?
Maciej Grzywiński: Była to główna inicjatywa naszego prezesa Bogumiła Niewczasa, który wystąpił do dyrektora spółki Przewozy Regionalne o udostępnienie pomieszczenia mogącego służyć jako miejsce krzewienia kolejowej tradycji i umieszczenia tam związanych z nią eksponatów. Wniosek spotkał się z pozytywnym odzewem szefów Polregio, którzy udostępnili nam nieużywany lokal w budynku administracyjnym na stacji Toruń Kluczyki. Adaptacja takiego lokalu wymagała oczywiście wiele pracy. Izba na Kluczykach działała od 2015 do 2017 roku.
Bogumił Niewczas: Wówczas jeszcze pracowałem, byłem maszynistą. Zależało mi, aby posiadane przeze mnie eksponaty kolejowe zaprezentować szerszemu gronu. Posiadałem ich kilka, jednak pomyślałem, że moi koledzy także mają przedmioty, które warto chronić i pokazywać lokalnej społeczności. Chciałem znaleźć dla nich miejsce – nawet niewielkie. Pomyślałem, że odpowiednia będzie lokalizacja na stacji w Kluczykach. O swoim pomyśle powiedziałem kolegom w siedzibie Międzyzakładowego Nadwiślańskiego Związku Zawodowego Maszynistów, zaproponowałem żeby taka izba powstała. Kolega Jarosław Sromała i kolega Zdzisław Mazik dali wtedy słowo, że pomogą.
SK: I pomogli...
Bogumił Niewczas: Po tygodniu kolega zadzwonił i powiedział mi, że rozmawiał z dyrektorem ówczesnych Przewozów Regionalnych – dostaliśmy zielone światło. Mogliśmy wybrać spośród kilku pomieszczeń na Kluczykach. Zdecydowaliśmy się na takie po dawnym magazynie mundurowym. Trzeba było dużego nakładu pracy, żeby przystosować je na kolejową izbę, ale przy pomocy kolegów udało się. Wówczas zaczęliśmy zbierać eksponaty, często było to wzruszające, ponieważ wiele osób chciało nam pomóc i dołożyć swoją cegiełkę. To było bardzo budujące. Ludzie często przychodzili nawet kiedy pomieszczenie było zamknięte i zostawiali eksponaty pod drzwiami. Potem nie wiedziałem nawet, komu podziękować.
SK: Teraz Izba wygląda naprawdę imponująco. Zmieniła się także jej lokalizacja.
Bogumił Niewczas: To już takie „małe muzeum”. W późniejszym czasie zapadła decyzja, że powstanie Kolejowa Izba Tradycji na toruńskim Dworcu Głównym, w budynku po dawnej poczcie. Polregio wynajęło pomieszczenia od władz miasta. Wtedy zrobiło się o nas głośniej, pomogły m.in. lokalne media. Była nawet mała wzmianka w Tellexpressie. Pojawiały się też coraz to nowe eksponaty. Fantastyczne było to, że ludzie mają takie rzeczy i przekazują je nam. Jedna z pań przyniosła na przykład tablo maszynistów z toruńskiego związku zawodowego maszynistów z 1920 roku.
Maciej Grzywiński: Była to starsza pani z Torunia, która od wielu lat nie gościła na miejscowym Dworcu Głównym. O naszej Izbie dowidziała się przypadkiem podczas jazdy taksówką. Namówiła swoją rodzinę, żeby do nas przyjechać. Przywiozła nam eksponat, dodatkowo opowiadając wspaniałą historię o jej stryju i ojcu. Takich przypadków pozyskania przedmiotów było znacznie więcej, jednak w 90% pochodzą one od prywatnych kolejarzy. Pozyskujemy je też ze stacji Toruń Główny czy Kluczyków. Dużą pomoc otrzymujemy także od pracowników warsztatu spółki Polregio, która od początku zawsze nas wspiera. Dzielą się wiedzą, np. uruchomić jakieś urządzenie czy doprowadzić do niego prąd.
SK: Wraz ze zmianą siedziby zaszły zmiany w funkcjonowaniu Izby?
Maciej Grzywiński: Sam główny cel się się zmienił. Dalej jest to propagowanie szeroko rozumianej tematyki kolejowej i edukowanie. Większość naszych członków pracowało jako maszyniści, dlatego zależy nam, żeby położyć jakiś akcent na promowanie tego zawodu. Prowadzimy sporo akcji. Od lat włączamy się też w kampanię PKP PLK „Bezpieczny Przejazd – Szlaban na ryzyko!” Najwięcej wypadków śmiertelnych na kolei ma miejsce właśnie na niestrzeżonych przejazdach kolejowych.
Bogumił Niewczas: Wspieramy także Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy. Co roku składamy też znicze w miejscu katastrofy kolejowej pod Otłoczynem i przed „Pomnikiem Kolejarzy – ofiar faszyzmu” na stacji Toruń Miasto. Uczestniczymy również w różnych wydarzeniach okolicznościowych.
SK: Czego może się spodziewać osoba odwiedzająca Kolejową Izbę Pamięci w Toruniu?
Bogumił Niewczas: Mamy wiele eksponatów związanych z zawodem kolejarza i mnóstwo atrakcji dla odwiedzających. Można wcielić się w rolę maszynisty, dyżurnego ruchu, konduktora, toromistrza i wielu innych. Można poczuć to na własnej skórze – usiąść za pulpitem sterowniczym, założyć kolejarską czapkę. Jest też sporo o historii Torunia i kolei w ogóle. Mamy bilet na czwartą klasę z 1895 roku – prawdziwy rarytas. Dorośli przychodzą i pytają, jak podróżowało się na takim bilecie. Nawet nie wiedzą, że taka klasa w Polsce była.
Maciej Grzywiński: Można przestawiać dźwignię do zmiany nastawienia semafora, różne dźwignie mechaniczne. Posiadamy wiele drobnych przedmiotów jak dawne pieczątki. Posiadamy też makietę kolejową. Mamy zdjęcia budynku Toruń Główny z początku XX wieku i późniejszych okresów – można zobaczyć, jak zmieniał się obiekt. W Izbie można obejrzeć też stare plany stacji Toruń Główny z XIX wieku. Mamy również dawną mapę linii kolejowych z wyszczególnieniem Torunia, z bocznicami Toruń Miasto i Toruń Nadbrzeżna. Na obecnych bulwarach istniała stacja do przeładunku między barkami a pociągami towarowymi.
SK: Wstęp do Izby jest darmowy, jak placówka radziła sobie w czasie ograniczeń i kto ją wspiera?
Bogumił Niewczas: Każdy może przyjść i zwiedzić Izbę za darmo – nie pobieramy opłat, nie ma biletów. Od początku działalności najbardziej wspiera nas Polregio, nie było jeszcze przypadku, żeby odmówili nam pomocy. Współpracujemy też z Muzeum Okręgowym w Toruniu, które przekazało nam 10 gablot i nas wspiera. Chętnie korzystamy z takiego wsparcia, bo mamy do zabezpieczenia stare eksponaty.
Maciej Grzywiński: W tej chwili działamy praktycznie tylko dzięki wsparciu Polregio. W czasie restrykcji Izba – jako placówka – była zamknięta, ale Stowarzyszenie – jako organizacja – działało. Pozyskiwaliśmy eksponaty, monitorowaliśmy sytuację w PLK, aby zdobyćć kolejne. Zarządca infrastruktury prowadzi różne rozbiórki, remonty i podpisaliśmy umowę, że w razie takich prac w Chełmży czy Toruniu, zostaną nam przekazane eksponaty.
SK: Ograniczenia w kolejnych branżach, w tym turystyce, są systematycznie znoszone. Ponownie otworzyła się też Izba.
Maciej Grzywiński: 5 czerwca o godzinie 10 budynek Izby został ponownie otwarty dla zwiedzających. W soboty, a potem także we wtorki, od godziny 10 do 15, każdy może przyjść i obejrzeć ekspozycje. W czasie lockdownu ludzie co chwilę pytali „czy już otwarte?”. W zeszłym roku nie zdecydowaliśmy się na otwarcie, ale teraz wracamy.
SK: Są w planach wydarzenia plenerowe?
Bogusław Niewczas: Myślimy o tym, żeby w tym roku uczcić okrągłą, 160. rocznicę pojawienia się kolei w Toruniu (oficjalne otwarcie liczącego 50 km połączenia między Bydgoszczą a Toruniem nastąpiło 24 października 1861 roku – przyp. red.). Chcemy zorganizować duże, huczne wydarzenie na Dworcu Głównym. Na razie myślimy, planujemy... Nie chcemy zdradzać w tej chwili zbyt wielu szczegółów. Mamy nadzieję, że wszystko się uda.
SK: Na koniec prosimy o kilka słów doczytelników, turystów i pasjonatów.
Bogusław Niewczas: Zapraszamy całe rodziny do odwiedzin naszej placówki. Kiedyś, w czasie mojego dyżuru, do Kolejowej Izby Tradycji przyszło małżeństwo z dzieckiem. Ich pociąg odjeżdżał za 20 minut. Dziecko było jednak tak zafascynowane, że rodzina odjechała z dworca dopiero 1,5 godziny później. A to oznacza, że warto!
Maciej Grzywiński: Serdecznie zapraszamy do zwiedzenia. Każdy znajdzie dla siebie coś ciekawego!
Rozmawiał Patryk Galarski
Patryk Galarski
Spółka PKP Cargo Connect uczestniczyła w III edycji Forum Portów Ukraińskich, która zakończyła się 30 maja w Odessie. Kierunek ukraiński, mimo konfliktu z Rosją, wydaje się interesujący dla rozwoju biznesu, szczególnie ze względu na ekspozycję na szlaki wiodące z portów Morza Czarnego. Stąd Polska wiąże spore nadzieje z utworzeniem korytarza intermodalnego Morze Bałtyckie – Morze Czarne.
Polskę na Forum reprezentowali zarówno przedstawiciele biznesu, jak i urzędnicy rządowi. Delegacji kolejowej przewodniczył członek zarządu PKP S.A. Andrzej Olszewski. Obecny był też prezes Portu Gdańsk Łukasz Greinke. PKP Cargo Connect reprezentował prokurent spółki Łukasz Strzelecki.
Celem Forum było omówienie tematów z zakresu rozwoju infrastruktury portowej, innowacji i digitalizacji, finansowania projektów w sektorze portowym oraz zwiększenia bazy towarowej, przyciągania potoków ładunków, a wszystko dla kojarzenia partnerów biznesowych i uzupełniania logistyki przemysłowej przez projekty portowo-transportowe.
„Forum Portów Ukraińskich (Ukrainian Ports Forum) było dobrym miejscem do promocji korytarza intermodalnego Morze Bałtyckie – Morze Czarne, który to kierunek - jako spółka PKP CARGO CONNECT i cała Grupa PKP CARGO - chcemy rozwijać. Port Odessa przyjmuje z miesiąca na miesiąc coraz więcej kontenerów, a klienci widzą dużą potrzebę ustanowienia stałego połączenia z portem w Gdańsku. Podczas spotkań biznesowych prezentowaliśmy możliwości naszych terminali przeładunkowych na wschodniej granicy. Medyka to miejsce, gdzie przeładowujemy kontenery, a Dorohusk to dobra lokalizacja dla materiałów sypkich. Cieszy duże zainteresowanie okazywane przez naszych ukraińskich partnerów. Rozmawialiśmy też o uruchomieniu pociągów intermodalnych w korytarzu Port Odessa – Port Gdańsk oraz połączeniach w kierunku ukraińskim z polskich portów i Nowego Jedwabnego Szlaku. Zacieśnianie współpracy z Ukrainą w zakresie przewozów kontenerów, ale i naczep multimodalnych, wpisuje się w strategię naszej spółki i poszerzanie sieci pociągów operatorskich” – mówił Łukasz Strzelecki, prokurent spółki PKP CARGO CONNECT.
Prezes PKP CARGO S.A. Czesław Warsewicz wskazał na duży potencjał szlaków transportowych łączących Polskę z Ukrainą.
„Po pierwsze, obroty handlowe między Polską a Ukrainą wyniosły w tamtym roku prawie 7,5 mld dolarów, co dało Polsce miano trzeciego partnera handlowego Ukrainy po Niemczech i Chinach. Po drugie, przy dyskusjach o handlu trzeba uwzględnić międzynarodową pozycję Kijowa. Basen Morza Czarnego to ważna część geopolitycznego projektu Trójmorza, a Ukraina to trzeci po Rosji i Turcji kraj leżący nad tym akwenem. Dla wielu przedsiębiorstw wysyłanie towarów z Ukrainy lub tranzytem przez ten kraj do odbiorców w Europie Zachodniej i na innych kontynentach, jak również w drugą stronę, może być bardziej opłacalne przez Gdańsk i pozostałe polskie porty, niż przewożenie ich przez Morze Śródziemne. Gospodarka ukraińska także przeżywa proces konteneryzacji, co otwiera szerokie perspektywy przed operatorami logistycznymi i kolejowymi przewoźnikami intermodalnymi” – podkreślił Czesław Warsewicz.
Po zakończeniu sesji panelowej „Korytarz transportu intermodalnego: Morze Czarne – Morze Bałtyckie. Rozwój, strategia, projekty” przedstawiciele PKP Cargo Connect i Portu Gdańsk wzięli udział w spotkaniu grupy roboczej w zakresie współpracy intermodalnej w korytarzu Morze Bałtyckie – Morze Czarne, która miała na celu rozwinięcie projektu po ubiegłorocznej, październikowej wizycie prezydenta Andrzeja Dudy na Ukrainie i podpisaniu porozumienia między portami morskimi Ukrainy i Polski. Dodatkowo podczas Forum odbyły się spotkania handlowe, których celem było doprowadzenie do uruchomienia pierwszych pociągów w korytarzu Gdańsk – Odessa. Rolą PKP Cargo Connect byłoby zabezpieczenie polskiego odcinka przewozów kolejowych. Dzięki temu, że spółka jest znaczącym operatorem logistycznym, może zapewnić pełny łańcuch usług door-to-door we współpracy z partnerami ukraińskimi i portem w Gdańsku.
Podczas Forum toczyły się rozmowy na temat przewozów towarów spożywczych oraz rozwijania transportu ładunków z kierunków tureckich, a także z Gruzji i Azerbejdżanu, które przez port w Gdańsku mogą trafiać na rynki: brytyjski oraz amerykańskie.
Źródło tekstu: Pkpcargo.com/Serwis Kolejowy
W drugiej odsłonie cyklu „Kobiety na kolei” rozmawiamy z Katarzyną Szczerbińską-Tercjak: dyrektorem w Muzeum Kolejnictwa na Śląsku w Jaworzynie Śląskiej oraz sekretarzem zarządu w Polskim Komitecie Ochrony Dziedzictwa Przemysłowego (PK TICCIH). Pytamy m.in. o obowiązki szefa placówki i o to, co kobiety wnoszą do działalności Muzeum.
Serwis Kolejowy: Jak trafiła Pani do pracy związanej z koleją? To wynik pasji czy przypadku?
Katarzyna Szczerbińska-Tercjak: Raczej przypadku, choć dziś za ten przypadek jestem bardzo wdzięczna – czuję, że znalazłam swoje miejsce na ziemi. Gdy kończyłam studia na Wydziale Historii na Uniwersytecie Wrocławskim wybrałam dwa kierunki: pedagogikę oraz dokumnetalistykę konserwatorską, nie mogąc się zdecydować, czy będę dalej kształcić innych, czy też będę pracowała z zabytkami. Muzeum znakomicie połączyło te dwa kierunki. Trafiłam tutaj na staż po studiach i od 15 lat pracuję w Muzeum Kolejnictwa. Momentem zwrotnym okazały się praktyki w Delegaturze Zabytków w Wałbrzychu pod kierunkiem Pani Barbary Nowak-Obelindy, które zwróciły moją uwagę na ogromną ilość zabytków, które straciły swoją funkcję, stając się bezużyteczne i bezpowrotnie ginące. Gdy trafiłam do Muzeum, którego założycielem jest dr Piotr Gerber, pracownik naukowy Politechniki Wrocławskiej, zajmujący się od początku swojej aktywności naukowej dziejami przemysłu i ochroną tej części dziedzictwa cywilizacyjnego poczułam, że to jest to, co chcę w życiu robić. Tak więc nie jestem kolejarzem i nigdy nie miałam z koleją nic wspólnego, wszystkiego o kolei musiałam się nauczyć, ale to była miłość od pierwszego wejrzenia.
SK: Jak wyglądała Pani droga do zostania dyrektorem Muzeum w Jaworzynie? Na czym polega specyfika tej pracy?
Katarzyna Szczerbińska-Tercjak: Gdy rozpoczęłam pracę w 2006 roku, zajmowałam się oprowadzaniem wycieczek i organizacją ruchu turystycznego. Potem zostałam kierownikiem administracyjnym i doszła do tego promocja Muzeum oraz nowe projekty społeczne Miasto Dzieci, Pociąg Św. Mikołaja czy Kolej Łączy Pokolenia. Następnie przyszły poważniejsze tematy: nadzorowanie, rozliczanie i wykonanie dofinansowań w infrastrukturę Muzeum z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Od 2015 roku, pełniąc obowiązki Dyrektora, odpowiedzialna jestem za zarządzanie Muzeum oraz za projekty marketingowe. Realizuję i koordynuję projekty nowych muzeów Fundacji Ochrony Dziedzictwa Przemysłowego Śląska. Jestem sekretarzem Komitetu Ochrony Zabytków PK TICCIH, który zajmuje się akcjami ratunkowymi dla zabytków techniki chodzi m.in. o uratowany Dworzec, Most w Pilchowicach i wiele innych wartościowych obiektów. Moim największym dotychczasowym sukcesem jest stworzenie produktu turystycznego ze starej parowozowni. W 2005 roku, gdy rozpoczęliśmy działalność w nieczynnej, zniszczonej parowozowni, było to miejsce nieznane nikomu, poza gronem miłośników kolei. Przez prawie 15 lat udało się stworzyć placówkę rozpoznawalną i odwiedzaną przez około 70 tysięcy turystów rocznie.
SK: Co należy do obowiązków dyrektora Muzeum, z czym mierzy się Pani na co dzień?
Katarzyna Szczerbińska-Tercjak: Nasza organizacja w porównaniu do wielkości naszych muzeów jest niezwykle mała, ale za to bardzo sprawna. Praca w Muzeum Kolejnictwa, które świadczy ogromny szereg usług – od zwiedzania począwszy, przez gastronomię w Kolejowym Bistro, organizację przejazdów zabytkowym taborem, kręcenie produkcji filmowych, prowadzenie hotelu, po najważniejszy cel – dbanie o zabytki i ich konserwację.
Ożywiamy tu zabytki techniki, doprowadzamy je do dawnej sprawności i robimy to z wielką starannością, dbając przy tym o ich autentyczność. Nasze obiekty odnawiamy w oparciu o historyczną dokumentację, zgodnie z zasadami konserwacji zabytków techniki. Znacząco powiększyliśmy zbiory historycznego taboru kolejowego. Dziś Muzeum Kolejnictwa na Śląsku w Jaworzynie Śląskiej posiada jedne z najbogatszych zbiorów w Polsce. Przekraczając bramy naszego obiektu można odnieść wrażenie, że w środku niemal nie zmienił się przez ostatnie 100 lat. W ciągu 15 lat funkcjonowania, Muzeum Kolejnictwa w Jaworzynie Śląskiej ugruntowało pozycję placówki posiadającej ciekawą ekspozycję dotyczącą dziejów kolejnictwa, potrafiącą umiejętnie, poprzez różnego rodzaju imprezy, przyciągnąć coraz szerszą rzeszę zwiedzających. Wielu rzeczy uczyliśmy się od podstaw, wymieniając doświadczenia.
Przed nami dużo wyzwań i jestem bardzo dumna z moich kolegów i koleżanek, że udaje nam się zrealizować nasze plany. Dla mnie bardzo liczy się praca zespołowa. Pomysły członków zespołu często się uzupełniają. Bardzo zależy mi na tym, aby moi koledzy i koleżanki mieli świadomość, że wspólnie pracujemy na sukces muzeum, że to, co tu robimy, jest nasze wspólne – całego zespołu. Także i teraz, w trudnych czasach, próbujemy wyjść obronną ręką. Moim celem jako osoby kierującej tą placówką, jest również tworzenie miejsca dla mieszkańców Gminy, wokół którego kiełkuje proces reintegracji lokalnej społeczności – nie tylko związanej z miejscowym węzłem kolejowym, ale też z historią miasta. Mam nadzieję, że mieszkańcy są dumni z naszej pracy na rzecz promocji miasta. Dla przykładu podczas weekendu organizowanej przez 10 lat Gali Pary miasto odwiedziło dwa razy tyle turystów, ilu jest mieszkańców.
SK: W jakich okolicznościach powstała sama placówka? Kto był pomysłodawcą i ile pracy trzeba było włożyć w całe przedsięwzięcie?
Katarzyna Szczerbińska-Tercjak: Muzeum Kolejnictwa w Jaworzynie Śląskiej dziś jest liczącym się muzeum techniki na mapie Polski, ale nasze początki były trudne. W 2004 roku przejęliśmy zniszczony i pozbawiony opieki skansen taboru kolejowego zlokalizowany w zabytkowej lokomotywowni. Nowa placówka powstała jako prywatne Muzeum z inicjatywy dr Piotra Gerbera. To wyjątkowe miejsce – zabytkowa parowozownia wachlarzowa w najstarszym węźle kolejowym. Niestety nikt w tamtym okresie nie miał pomysłu, co zrobić z ogromnym obszarem ponad 2,5 ha, z 1,5 km torów kolejowych, ze zniszczonymi 12 tys. m2 powierzchni dachu. Do tego zniszczone warsztaty, pomieszczenia socjalne oraz tabor kolejowy. A tabor był i jest naprawdę wartościowy na skalę europejską. To zabytki z XIX i XX wieku – ponad 50 lokomotyw (najstarsze z nich pochodzą jeszcze z XIX stulecia), blisko 100 różnego rodzaju wagonów, żurawi kolejowych czy pług odśnieżny.
Do pierwszych prac należało zabezpieczenie terenu, ochrona, monitoring, zatrudnienie pracowników, następnie zaczęliśmy uzupełniać kolekcję taboru kolejowego i przywieźliśmy go z całej Polski. Dopiero po tych pracach zaczęliśmy rozwijać ruch turystyczny, który przed pandemią corocznie wykazywał wzrost. Inicjatywę powołania Muzeum w Jaworzynie Śląskiej trzeba wpisać też w kontekst związany z całą kwestią ochrony zabytków techniki po 1989 roku. Nowa rzeczywistość okazała się wyjątkowo okrutna dla tego rodzaju spuścizny cywilizacyjnej. W wielu środowiskach pokutuje nadal przekonanie, że architektura przemysłowa nie zasługują na ochronę i zachowanie. W konsekwencji z naszej przestrzeni bezpowrotnie znikają wartościowe obiekty, które po niezbędnej rewitalizacji mogłyby być użytkowane. Niestety, na Dolnym Śląsku można znaleźć bardzo dużo takich przykładów, np. zabytkowa parowozownia w pobliskiej Świdnicy czy choćby zabytkowy dworzec w Jaworzynie Śląskiej. Mimo mało sprzyjającego klimatu dla ochrony zabytków techniki, utworzona przez nas Fundacja Ochrony Dziedzictwa Przemysłowego Śląska od 2007 roku podejmuje skuteczne działania zmierzające do zachowania wielu cennych historycznych pomników cywilizacji technicznej poprzednich epok. W ciągu kilku lat swojej działalności objęliśmy ochroną 6 jednostek: Młyn Hilberta w Dzierżoniowie, Walcownia Cynku w Katowicach, Parowozownia w Dzierżoniowie, Muzeum Porcelany Śląskiej w Tułowicach oraz Muzeum Techniki Rolniczej w Piotrowicach Świdnickich. W tym sensie Fundacja wypełnia ważną lukę, której nie były w stanie wypełnić instytucje państwowe zobowiązane do ochrony dziedzictwa narodowego.
SK: Nie jest Pani jedyną kobietą pracującą w Państwa muzeum. Jak płeć piękna odnajduje się w „świecie parowozów”?
Katarzyna Szczerbińska-Tercjak: Uważam, że kobiety mają wiele cech, które we współczesnym świecie są coraz bardziej doceniane. Dostrzega się ich dokładność, sumienność, zaangażowanie i chęć współpracy, a nie dominowania i okopywania się we własnych przekonaniach. W Muzeum mamy do czynienia głównie z mężczyznami – mechanikami, maszynistami, konserwatorami, miłośnikami kolei – i obserwując, nabrałam przekonania, że w przeciwieństwie do nich, kobieta lepiej potrafi słuchać, analizować i wyciągać wnioski. Jeśli będzie potrafiła jeszcze przezwyciężać słabości i nieco stępić kobiecą wrażliwość – droga do kariery i samorealizacji stoi otworem. Stąd w ten męski świat wciągamy kobiety, które dodają blasku Muzeum i pokazują, że kobieca strona kolei jest równie interesująca jak ta męska.
SK: Na jakich zasadach, w obliczu obowiązujących obostrzeń, funkcjonuje Muzeum Kolejnictwa? Co zostało zamknięte, a co nadal czeka na turystów?
Katarzyna Szczerbińska-Tercjak: Udało nam się częściowo otworzyć tylko jedną naszą placówkę – właśnie Muzeum Kolejnictwa, ze względu na rozległy teren zewnętrzny. W Jaworzynie Śląskiej nie można było oglądać wystaw pod dachem, ale równie atrakcyjna jest kolekcja urządzeń, lokomotyw i wagonów stojących przed parowozownią i na bocznicy. Nie poddając się walczyliśmy zimą o przetrwanie i można było odwiedzać Rozświetloną Parowozownię, czyli wieczorną iluminację zabytkowych parowozów. Teraz oferujemy wiosenne spacery po Muzeum z weekendowymi przejazdami i daniami na wynos w Wagonie Wars. Mam nadzieję, że sytuacja epidemiologiczna się poprawi i zaczniemy powoli wracać do normalności .
SK: Muzeum w Jaworzynie Śląskiej to miejsce dla całych rodzin. Możemy wskazać jakieś wystawy/eksponaty, które przyciągają szczególną uwagę kobiet?
Katarzyna Szczerbińska-Tercjak: Na uznanie zasługuje działalność edukacyjna. Polega ona, między innymi, na organizowaniu wystaw tematycznych. Mówimy tu np. o wystawie porcelany, wystawie na temat roli kolei w przesiedleniach ludności po 1945 r. w wagonach towarowych, czy nowej ekspozycji w zrewitalizowanej części Muzeum, poświęconej historii kolejnictwa. Osobiście nie widzę szczególnej różnicy w zainteresowaniach kobiet i mężczyzn, najczęściej zwycięża tutaj dziecko (śmiech).
SK: No właśnie, a jak prezentuje się oferta dla najmłodszych?
Katarzyna Szczerbińska-Tercjak: Zabytkowa parowozownia przypomina tę z bajek „Stacyjkowo” i „Tomek i Przyjaciele”, stąd tak liczne odwiedziny całych rodzin. Dzieci znajdą w Muzeum prawdziwego Tomka, salę zabaw czy grę terenową. Cieszą mnie też coraz liczniejsze odwiedziny seniorów, którzy z rozrzewnieniem przypominają sobie dawne czasy, pokazując eksponaty swoim wnukom. Muzeum nie tylko stawia sobie za cel przyciągnięcie do Jaworzyny Śląskiej – miasta straszliwie zdegradowanego w wyniku przemian po 1989 roku – coraz większej rzeszy turystów, ale również nie zapomina o obecnych mieszkańcach miasteczka. Wiele inicjatyw adresowanych jest do dzieci. Rokrocznie Muzeum organizowało na swoim terenie szereg imprez dla najmłodszych: dzień dziecka, mikołajki, spotkania świąteczne. Największą popularnością cieszył się organizowany przez 10 lat projekt „Miasto Dzieci”. Uczestniczyło w nim, pod opieką wolontariuszy, każdorazowo kilkaset osób z miasta i najbliższej okolicy. „Miasto Dzieci” to przede wszystkim idea wychowania przez pracę, ale w formie zabawy. W ten sposób dzieci w wieku szkolnym poznają realia pracy w wielu zawodach. „MD” tworzyło coś na kształt własnej społeczności miasta z samorządem, burmistrzem, z takimi instytucjami jak policja, służba zdrowia itp.
SK: Jak sytuacja związana z pandemią wpłynęła na finanse placówki i jak pasjonaci kolei mogą wesprzeć Muzeum?
Katarzyna Szczerbińska-Tercjak: Związane z pandemią obostrzenia w dramatycznej sytuacji postawiły placówki kultury w całej Polsce. Fundacja Ochrony Dziedzictwa Przemysłowego na Śląsku prowadzi pięć muzeów. W marcu 2020 roku zostaliśmy zamknięci na dwa miesiące, w czerwcu udało się ponownie uruchomić nasze placówki. Ruch turystyczny w wakacje dodawał otuchy, ponieważ był on dość spory. Niestety, Muzeum zostało dotknięte nie tylko poprzez obostrzenia związane z koronawirusem. We wrześniu wichura zniszczyła znaczną część dachu parowozowni, a w październiku zostaliśmy ponownie zamknięci. Udało nam się wywalczyć częściowe otwarcie tylko jednej naszej placówki – właśnie Muzeum Kolejnictwa, ze względu na rozległy teren zewnętrzny. W Jaworzynie Śląskiej nie można było oglądać wystaw pod dachem, ale równie atrakcyjna jest kolekcja urządzeń, lokomotyw i wagonów stojących przed parowozownią i na bocznicy. Nie poddając się walczyliśmy o przetrwanie i zimą można było odwiedzać Rozświetloną Parowozownię, czyli oglądać wieczorną iluminację zabytkowych parowozów.
Robimy wszystko, by ratować nasze miejsca. Niestety, nie objęła nas dotychczas żadna pomoc rządowa. Muzeum prowadzone jest przez Fundację, a tym organizacjom rząd nie przyznał pomocy w formie wsparcia. Inne muzea, rządowe i samorządowe, otrzymały tę pomoc. Sytuacja Muzeum Kolejnictwa wpływa na całe otoczenie. Brak odwiedzających i dużych imprez to też strata dla okolicznych restauracji, firm cateringowych, branży noclegowej.
Jako fundacja mamy natomiast możliwość zbierania 1% podatku, wystarczy w zeznaniu podatkowym wpisać nasz numer KRS 0000289386. Prowadzimy też swój sklep online, gdzie można kupić m.in. ciekawe prezenty związane tematycznie z naszą działalnością. Dla zainteresowanych, którzy mogą wesprzeć finansowo Muzeum, uruchomiony jest od kilku lat projekt „adopcji parowozów”, który polega na finansowaniu wybranego obiektu w Muzeum, w zamian za promocję.
SK: Maszynistów parowozowych jest coraz mniej – w ostatnich dniach odszedł pan Jerzy, jeden z braci Gryzgotów. Jak widzi Pani przyszłość trakcji parowej?
Katarzyna Szczerbińska-Tercjak: Jednym z najważniejszych celów stawianych sobie przez Fundację jest zachowanie autentyzmu, zarówno miejsc, jak i eksponatów, które można w naszych obiektach oglądać. Chcemy ratować zabytki w ich najbardziej autentycznej i oryginalnej postaci. Zachowując ich charakter i autentyzm, chronimy nie tylko materialne przedmioty, ale także historię ludzi, którzy te miejsca tworzyli, pracowali tutaj i pomagali. Mnóstwo pracy kosztowało mnie, aby ponownie zebrać emerytowanych maszynistów z węzła kolejowego. Zaczęłam od Pana Zbyszka Gryzgota, który jest do dziś kustoszem Muzeum. Za nim przyszli jego bracia i koledzy. Wyremontowaliśmy wspólnie między innymi jeżdżące dziś po torach historyczne wagony produkowane przed wojną we wrocławskiej fabryce Linke-Hofmann czy zabytkowy parowóz TKt48-18 polskiej produkcji. Dzisiaj, przyjeżdżając do naszego muzeum, turyści mogą poczuć, jak kiedyś podróżowało się wagonami III i II kasy, ciągniętymi przez napędzaną parą lokomotywę, jak wyglądał proces obsługi i przygotowania do drogi parowozów.
Niestety nasz parowóz musi przejść kosztowną naprawę, na którą po roku pandemii nas po prostu nie stać i w połowie tego roku zostaniemy bez czynnego parowozu. Co mnie najbardziej martwi to nie brak czynnej maszyny, bo pieniądze pewnie za jakiś czas się znajdą. Obawiam się, że w Polsce jest tylko kilkunastu maszynistów trakcji parowej, w tym związanych z naszym Muzeum mamy 9, i już mniej o Pana Jerzego Gryzgota, który odszedł na wieczną służbę. W tamtym roku Pan Jurek powiedział mi z żalem, że parowozy powoli się kończą, nikt nie wspiera entuzjastów i miłośników, że po odejściu najstarszych maszynistów, nie będzie już kto miał ich uruchamiać. Mam podobne myśli – bez czynnego parowozu nasi maszyniści utracą aktualne dokumenty i ponownie nie będzie łatwo przywrócić tego wszystkiego, co budowaliśmy przez tyle lat.
Dodam jeszcze, że maszyniści to pasjonaci i nie przychodzą do pracy w Muzeum dla korzyści finansowej. Na co dzień pracują u innych przewoźników kolejowych, a do nas przyjeżdżają, aby się ubrudzić i poczuć parę. Trochę nie mogę sobie jeszcze wyobrazić sezonu turystycznego na Dolnym Śląsku i braku naszej królowej stalowych szlaków na pięknych trasach, gdzie wzbudzaliśmy podziw i zachwyt turystów. Jeśli chodzi o sytuację w Polsce, to wcale nie jest ona lepsza. Polska nie posiada własnego Narodowego Muzeum Kolejnictwa. Zabytkami tego typu głównie zajmują się pasjonaci i stowarzyszenia, ale czy ochrona naszego dziedzictwa kolejowego to rola tylko jego miłośników?
Robimy małe kroki, aby nie zapomniano o parowozach m.in realizujemy w Muzeum projekt „Kolej Łączy Pokolenia”, adresowany przede wszystkim do emerytów, byłych pracowników kolei w Jaworzynie Śląskiej. W ramach projektu organizowane są spotkania i seminaria, które wpływają na zacieśnianie więzi międzypokoleniowych, stwarzają możliwość przekazywania wiedzy na temat kolejnictwa, która może zniknąć wraz z odejściem najstarszego pokolenia kolejarzy.
SK: W Polsce szkoli się coraz więcej maszynistek. Czy w Jaworzynie mamy kobiety, które chcą jeździć na parowozach?
Katarzyna Szczerbińska-Tercjak: Mamy związaną z Muzeum wyjątkową postać: Kasię Martecikovą-Gryzgot – córkę naszego maszynisty Piotra Gryzgota. Gdy w Polsce nie mogła, została maszynistką w Czechach – jedną z czterech. Tam też mieszka i pracuje, natomiast zawsze przyjeżdża do nas, organizuje przyjazdy czeskich parowozów na Galę Pary. W ubiegłym roku zdała egzamin na maszynistkę trakcji parowej. Mówi o sobie, że jest „pocałowana koleją”, myślę, że takich kobiet jak Kasia można byłoby znaleźć więcej. Potrzebny jest na to projekt utrzymania trakcji parowej w Polsce, program szkoleń, finansowania, wspierania i rozwijania pasji u młodych osób.
Rozmawiał Patryk Galarski
Patryk Galarski
Piotr Goszczycki to prozaik, poeta i członek wielu stowarzyszeń działających na rzecz kultury oraz transportu kolejowego, z zawodu mistrz piekarnictwa. Jest także wielkim miłośnikiem podróży – zwłaszcza na pokładzie pociągów. Ustanowił sześć rekordów przejazdu pociągiem na jednym bilecie, różnymi Przewoźnikami. W rozmowie z Serwisem Kolejowym opowiada o blogu Literacka PKP-Jazda i powstającej międzynarodowej antologii kolejowej „Pocztówka z podróży pociągiem”, którą redaguje.
Serwis Kolejowy: Czym jest projekt Literacka PKP-Jazda i jaka jest jego idea?
Piotr Goszczycki: Literacka PKP-Jazda powstała w 2013 roku, po rozpadzie pewnej grupy. Idea, która przyświeca jej działalności, to popularyzowanie czytania książek podczas podróży pociągiem oraz promowanie tego środka transportu – nie tylko jako sposobu dotarcia do celu, ale też odpowiedniego zagospodarowania czasu przejazdu. Jest bowiem wiele rzeczy, które można zrobić w pociągu, a których nie da zrobić się w samochodzie. Podstawowymi atutami takiej podróży są bezpieczeństwo i czas. W pociągu można zwyczajnie popracować na komputerze, poczytać, zjeść czy nawet przemyśleć kilka kwestii gapiąc się w szybę. W ostateczności możemy się zdrzemnąć i zwyczajnie odpocząć.
Co jakiś czas udaje nam się wydać książkę. Są to pozycje zarówno poetyckie, jak i prozatorskie. Czasem jest to międzynarodowa antologia. Na naszym literackim szlaku są już w sumie 23 książki. Wśród antologii muszę wymienić: „Letni express poetycki”, „Po obu stronach Odry… Patriotycznie”, „Pociąg naszego wieku” czy „Majsterszyk chleba”, która zrzeszyła ponad 130 Autorów. Oczywiście, pełna lista naszych książek znajduje się na stronie [Literacka.pkp-jazda.pl].
SK: Jak zrodził się pomysł na wydanie antologii kolejowej?
Piotr Goszczycki: Kiedy w poprzednim roku wydawałem „Majstersztyk chleba”, antologię o chlebie – otrzymałem wówczas wiele pytań: a kiedy kolejowa? „Pociąg naszego wieku” wydałem w 2015 roku. Od tamtego czasu nazbierało się wrażeń z podróży… W międzyczasie zauważyłem, że moda na listy, na pocztówki minęła. Dzisiaj nie pamięta się już o drugim człowieku, tylko robi selfie i egoistycznie chwali się tym na Facebooku. Wysyłając pocztówkę, która zawierała jakiś rysunek lub zdjęcie, pisaliśmy kilka zdań adresowanych do drugiego człowieka, opisywaliśmy wrażenia z podróży. Czasem były to wręcz intymne wyznania. W każdym razie kiedyś bardziej niż dzisiaj pamiętało się o drugim człowieku. Zbierając materiały do „Pocztówki z podróży pociągiem”, moi Autorzy i Kolejarze opowiadają o kolei bliskiej swemu sercu, z nadzieją, że odbiorcą jest właśnie drugi człowiek, czytelnik.
SK: Co znajdzie się w publikacji?
Piotr Goszczycki: W „Pocztówce...” znajdziemy wspomnienia, refleksje czy opisy wycieczek kolejowych. Jest doskonała proza i piękna poezja. Oprócz tego są wybrane wycinki prasowe. Wszystko to okraszone fotografią. Antologia będzie zawierała jeszcze kilka kolejowych niespodzianek. Zdradzę tylko, że do publikacji zostanie dołączona unikalna pocztówka. Ktoś mógłby powiedzieć, że skoro tematyka dotyczy wyłącznie kolei, to książka będzie monotematyczna, a więc nudna. Nic podobnego! Podróż pociągiem nigdy nie jest nudna! Krajobrazy się zmieniają. Jedni ludzie wsiadają, a na następnej stacji wysiadają i wsiadają nowi, inni. Tak też jest w antologii. Będzie ona potężnym świadectwem – czym było, czym jest podróżowanie koleją.
SK: Jaka jest geneza tytułu?
Piotr Goszczycki: „Pocztówka z podróży pociągiem” to nic innego jak zapis wrażeń. Kto dzisiaj wysyła pocztówki? Nikt! A pocztówka – jakby nie było – to pamięć o drugim człowieku. Wysyłając pocztówkę, cieszyliśmy się z pobytu w jakimś pięknym miejscu i zapisywaliśmy kilka zdań. W skrzynkach pocztowych często były pocztówki czy listy, które sprawiały bardzo wiele radości. Człowiek zwyczajnie się cieszył, że Ktoś o nim pamięta. Zaglądanie do skrzynki pocztowej straciło swój urok, gdyż przez pewien czas były tam tylko rachunki, a obecnie są tylko ulotki, które lądują od razu w koszu. A kto z Was pamięta, jak człowiek nie mógł doczekać się listu czy pocztówki i już na korytarzu, już w windzie otwierał kopertę? Dziś – w dobie mediów społecznościowych i smartfonów – odnoszę wrażenie, że ta radość jest bezosobowa, skierowana do zaspokojenia własnego ego, dla „lajków”. Pocztówka, czy nawet krótki list, były wręcz intymnym zapisem adresowanym do konkretnego człowieka. „Pocztówka z podróży pociągiem” w bardzo różnorodny sposób opowiada o podróży, o drugim człowieku, o kolei, która jest w sercu wielu osób.
SK: Kto znajdzie się wśród autorów? Kogo zaprosił Pan do współpracy?
Piotr Goszczycki: Na dzień dzisiejszy mam prawie 130 Autorów i Kolejarzy. Obecnie swoją miejscówkę zajmują Stowarzyszenia, Przewoźnicy czy Fundacje – którzy opowiadają o swojej kolei. Mogę dodać, że bardzo ciekawie napisała pani Joanna Marcinkowska, Rzecznik Praw Pasażera Kolei. Pojawią się także Fundacja Pro Kolei czy Stowarzyszenie Miłośników EKD/WKD, a także wiele, wiele innych organizacji czy firm.
Antologia ma charakter międzynarodowy, a to za sprawą gości, którzy opowiedzieli „o swojej kolei”. Jest wielu Czechów. Jednocześnie uważam, że zaletą publikacji jest, paradoksalnie, jej regionalizm. Każda instytucja związana z koleją może opowiedzieć o tym, czym się zajmuje, o charakterze „swojej kolei”. To także doskonała forma reklamy czy promocji swoich usług. Niebawem antologię chcę skierować do wydawcy, aby mógł nad nią pracować. Oczywiście, jeśli ktoś chciałby jeszcze zająć miejscówkę, zapraszam. Pełne informacje są udzielane na [profilu Literackiej PKP-Jazdy na Facebooku], a także pod adresem mailowym: literacka@pkp-jazda.pl.
SK: Kiedy pozycja ukaże się na rynku? Kto ją wyda i gdzie będzie można ją nabyć?
Piotr Goszczycki: „Pocztówka z podróży pociągiem” zostanie wydana w małym wydawnictwie „Komograf”, z którym od lat współpracuję. Dzięki temu mogę zagwarantować, że publikacja nie będzie droga, ponieważ to wydawnictwo jest zarazem drukarnią. Książka będzie dostępna w księgarniach stacjonarnych i internetowych. Ponadto zależy mi, aby również była promowana w wielu kolejowych miejscach – bo niby dlaczego nie? Wzorem lat ubiegłych Stowarzyszenia czy Przewoźnicy będą mogli ją promować wśród swoich pasażerów. Patrząc na sprawę z innej strony – jeśli ponad 400-stronicowa antologia może być atrakcyjnym gadżetem kolejowym, to dlaczego o niej nie informować? Nie codziennie zdarza się tak wyjątkowa podróż… Kiedy dokładnie zostanie wydana? Jeszcze nie wiem, gdyż jak na taką publikację przystało, nie może być zrobiona w pośpiechu. Zależy mi, żeby było to jeszcze w tym roku, ponieważ chciałbym, aby publikacja była zwieńczeniem Europejskiego Roku Kolei.
Rozmawiał Patryk Galarski.
Patryk Galarski